Wakacje.
Facebook. Grupa. Post. Oni. Wielu innych. Komentarze.
Dyskusja zaczęła się od jakieś drobnostki, ale właśnie wtedy
trafili na siebie. Uwielbiali dogryzać innym, mieli miano hejterów,
Jego zafascynowała Jej miłość do piłki nożnej, nienawiść do
szpilek i uwielbienie do piwa. Jej hobby było ukazywanie swojego
oblicza zimnej suki, która przecież tak bardzo kręciła facetów.
Byli dla siebie nieznajomymi. Jeszcze nie wiedzieli, że za kilka
miesięcy wyznają sobie miłość. I zdradzą.
Ona?
Zwyczajna nastolatka z problemem aspołeczności i początkami
depresji, która najlepiej czuła się we własnym pokoju z muzyką w
słuchawkach.
On?
Internetowy hejter, który wszędzie chwalił się studiami.
Co
ich w sobie zainteresowało? Bezpośredniość? Chamstwo?
Szczerość? Jego pociągało w niej coś, czego szukał w innych.
Była Jego damską wersją. A ona? Dla Niej On był tylko kolejną
internetową znajomością. Ona nie zakochiwała się.
Dodali
się do znajomych i zaczęła się przygoda. Głupie żarciki,
dogryzanie, czubienie się. Potem była przerwa. Każdy miał swoje
życie, swoje plany, swoje miasta, swoje szkoły, swoje prace, swoje
cele, swoje marzenia, swoje hobby. A potem znowu było "Hej,
co tam?". I wszystko zaczęło się od nowa. Historia kołem
się toczy, prawda? Jednak teraz było inaczej. Było słodziej, były
zdjęcia, były czułe słówka. Znikąd.
Mamy
problem, skarbie.
Oh,
problem. Jej ulubione słowo. Szkoda, że ten Problem był
nastolatką, która planowała z Nim wspólną przyszłość. Szkoda,
że ten problem dowiedział się, że "Hej"
zamieniło się w "Kocham cię", a "Ty
debilu!" w "Kochanie!". Szkoda, że ten
Problem miał przewagę, a On zwyczajnie stchórzył. Ona cierpiała,
sama siebie nienawidząc. Przecież wiedziała, że On ma dziewczynę.
Ale to do niej nie docierało. To było jak fajny żart, z którego
można się pośmiać. On i dziewczyna? Nie ma mowy! Jednak ten
"żart" okazał się prawdziwy. Ona wiedziała, że
"Problem" ma do Niego większe prawo. W końcu udało
jej się zapomnieć o kłamcy, który wolał zamilknąć. Po morzu
wylanych łez wreszcie pojawił się uśmiech i nadzieja na lepsze
dni. Przecież On nic dla Niej nie znaczył. To była zabawa. Do
czasu.
Dość
szybko dał o sobie znać. Dość szybko dostała wiadomość jak On
bardzo za Nią tęskni. Pisał, że nie wyobraża sobie bez Niej
życia i to Ona ma być Jego Królewną. "Problem" zniknął,
ale Ona nie chciała już do tego wracać. On nalegał, a Ona czuła
jak zaczyna się łamać. W końcu znowu była przesłodzona
historyjka, w której mieli żyć długo i szczęśliwie. Miały być
wspólne wakacje, potem studia, mieszkanie, a potem.. a potem kto
wie? Potem mieli mieć kota i psa, przytulne mieszkanie, dużo
miłości i szczęścia. On miał robić Jej kawę, Ona miała
obdarowywać go najszczerszym uczuciem na świecie. On miał nazywać
Ją swoją Księżniczką, a Ona miała wszystkim chwalić się swoim
Księciem z bajki. Bajka nie trwała długo. Zaczęły się kłótnie,
On był zazdrosny, Ona nic nie czuła. Lubiła jedynie jak On się
troszczy i wszystkie czułe słówka.
Internetowe
znajomości powinni kończyć się na przyjaźni, a jeśli z tego ma
wyjść coś więcej to dość prędko „klikanie” powinno zostać
zastąpione spotkaniem. Zakochiwanie się przez sieć jest jak
zakochiwanie się w bohaterze z książki – sami dopowiadamy sobie
jaki ma charakter. Zakochujemy się w obrazku. W pustych słowach, a
przecież pisać można wszystko.
Nie
można myśleć tylko o swoich dobrach, bo czasami to my możemy być
tym „Problemem”. Czasami to my możemy być zdradzeni, a nikt nie
marzy, by ktoś inny odebrał nam coś cennego.
Chciałam
dopytać ludzi na grupie co sądzą o odbijaniu drugiej połówki
innym, ale wyszło cebulactwo pierwszego stopnia i odwołali mnie do
Bravo. Brawo to dla nich.
A
Wy co sądzicie o wyżej opisanej historii? Czy wina była wspólna,
a może tylko jedno z nich zawiniło? Które?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz