wtorek, 16 lutego 2016

Rozbiłam mu związek, on rozbił mi życie.

Wakacje. Facebook. Grupa. Post. Oni. Wielu innych. Komentarze. Dyskusja zaczęła się od jakieś drobnostki, ale właśnie wtedy trafili na siebie. Uwielbiali dogryzać innym, mieli miano hejterów, Jego zafascynowała Jej miłość do piłki nożnej, nienawiść do szpilek i uwielbienie do piwa. Jej hobby było ukazywanie swojego oblicza zimnej suki, która przecież tak bardzo kręciła facetów. Byli dla siebie nieznajomymi. Jeszcze nie wiedzieli, że za kilka miesięcy wyznają sobie miłość. I zdradzą. 

Ona? Zwyczajna nastolatka z problemem aspołeczności i początkami depresji, która najlepiej czuła się we własnym pokoju z muzyką w słuchawkach.
On? Internetowy hejter, który wszędzie chwalił się studiami. 
Co ich w sobie zainteresowało? Bezpośredniość? Chamstwo? Szczerość? Jego pociągało w niej coś, czego szukał w innych. Była Jego damską wersją. A ona? Dla Niej On był tylko kolejną internetową znajomością. Ona nie zakochiwała się. 

Dodali się do znajomych i zaczęła się przygoda. Głupie żarciki, dogryzanie, czubienie się. Potem była przerwa. Każdy miał swoje życie, swoje plany, swoje miasta, swoje szkoły, swoje prace, swoje cele, swoje marzenia, swoje hobby. A potem znowu było "Hej, co tam?". I wszystko zaczęło się od nowa. Historia kołem się toczy, prawda? Jednak teraz było inaczej. Było słodziej, były zdjęcia, były czułe słówka. Znikąd. 

Mamy problem, skarbie. 

Oh, problem. Jej ulubione słowo. Szkoda, że ten Problem był nastolatką, która planowała z Nim wspólną przyszłość. Szkoda, że ten problem dowiedział się, że "Hej" zamieniło się w "Kocham cię", a "Ty debilu!" w "Kochanie!". Szkoda, że ten Problem miał przewagę, a On zwyczajnie stchórzył. Ona cierpiała, sama siebie nienawidząc. Przecież wiedziała, że On ma dziewczynę. Ale to do niej nie docierało. To było jak fajny żart, z którego można się pośmiać. On i dziewczyna? Nie ma mowy! Jednak ten "żart" okazał się prawdziwy. Ona wiedziała, że "Problem" ma do Niego większe prawo. W końcu  udało jej się zapomnieć o kłamcy, który wolał zamilknąć. Po morzu wylanych łez wreszcie pojawił się uśmiech i nadzieja na lepsze dni. Przecież On nic dla Niej nie znaczył. To była zabawa. Do czasu. 





Dość szybko dał o sobie znać. Dość szybko dostała wiadomość jak On bardzo za Nią tęskni. Pisał, że nie wyobraża sobie bez Niej życia i to Ona ma być Jego Królewną. "Problem" zniknął, ale Ona nie chciała już do tego wracać. On nalegał, a Ona czuła jak zaczyna się łamać. W końcu znowu była przesłodzona historyjka, w której mieli żyć długo i szczęśliwie. Miały być wspólne wakacje, potem studia, mieszkanie, a potem.. a potem kto wie? Potem mieli mieć kota i psa, przytulne mieszkanie, dużo miłości i szczęścia. On miał robić Jej kawę, Ona miała obdarowywać go najszczerszym uczuciem na świecie. On miał nazywać Ją swoją Księżniczką, a Ona miała wszystkim chwalić się swoim Księciem z bajki. Bajka nie trwała długo. Zaczęły się kłótnie, On był zazdrosny, Ona nic nie czuła. Lubiła jedynie jak On się troszczy i wszystkie czułe słówka.




Internetowe znajomości powinni kończyć się na przyjaźni, a jeśli z tego ma wyjść coś więcej to dość prędko „klikanie” powinno zostać zastąpione spotkaniem. Zakochiwanie się przez sieć jest jak zakochiwanie się w bohaterze z książki – sami dopowiadamy sobie jaki ma charakter. Zakochujemy się w obrazku. W pustych słowach, a przecież pisać można wszystko.
Nie można myśleć tylko o swoich dobrach, bo czasami to my możemy być tym „Problemem”. Czasami to my możemy być zdradzeni, a nikt nie marzy, by ktoś inny odebrał nam coś cennego.
Chciałam dopytać ludzi na grupie co sądzą o odbijaniu drugiej połówki innym, ale wyszło cebulactwo pierwszego stopnia i odwołali mnie do Bravo. Brawo to dla nich.
A Wy co sądzicie o wyżej opisanej historii? Czy wina była wspólna, a może tylko jedno z nich zawiniło? Które?


wtorek, 26 maja 2015

Sleep Juliet, Romeo doesn't exist.

Dawno dawno temu. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie piękna królewna. Spotkała ona księcia. Ale książę okazał się być tępym chujem. 

Kobiety! Pamiętacie jak byłyście małe i patrzyłyście z iskierkami w oczach na swoich rodziców, wyobrażając sobie siebie w objęciach Księcia, który przyjedzie na białym koniu? Miałyście mieć piękną koronę, długie, gęste włosy nakręcone na lokówkę, piękną, białą suknię i długi, bardzo długi tren? A Waszą twarz miał zakrywać biały, niczym śnieg, welon. Po magicznym "tak" Wasz wymarzony Książę miał Was pocałować, a potem mieliście żyć razem długo i szczęśliwie. Znajome, prawda? Tak, ja też byłam taka naiwna. Niestety literatura nie pomagała mi wyrosnąć z tego głupiego przeświadczenia. Kopciuszek, Śpiąca Królewna, potem Shrek i Fiona,  Romeo i Julia, a nawet Edward i Bella. Chociaż nie, ci ostatni mnie irytowali. W końcu byłam jedenastolatką napaloną na Jacoba! Sorry, Ed.
 
Teraz, gdy przeżyłam trochę więcej wiosen, kiedy przeżyłam podstawówkę, burzliwe gimnazjum i połowę liceum, moje myślenie zmieniło się. Zostałam brutalnie wyrwana ze snu i dostałam w twarz cegłą, którą każdy nazywa "Rzeczywistość". "Zmierzch" odszedł w niepamięć, miłość do Daniela z "Upadłego Anioła" również jakoś się zmniejszyła. Avril wyszła za Chada, czyli mój mąż wziął ślub z moją żoną, a Jesse McCartney nie jest tym samym blondynem, którego plakat miałam nad łóżkiem. 

Chemia nie istnieje, Skarbie. Nie ma tego całego magicznego uczucia, motylków w brzuchu, gwiazdek przed oczami przy pocałunku czy ciągłej potrzeby spędzania czasu z jedną osobą. To wszystko wykreowane jest przez literaturę, telewizję czy muzykę. Przyznaj szczerze - czy w Twoim związku jest tak jak na początku? A może to już przywiązanie? Spójrz w lustro i powiedz "Kocham go najbardziej na świecie". Masz iskierki w oczach? A ile jesteście razem? Tydzień? Miesiąc? A może nadal masz tak po dwóch, trzech latach? Jeśli tak to zazdroszczę. Ale jesteś pewna, że to nadal miłość? 

Przez moje życie przewinęło się wiele osób. Z jednymi kojarzy mi się pocałunek - okropny de facto - z innymi czułe słówka, a jeszcze z innymi fascynacja. Tak, fascynacja. Fascynacja ciałem, mową, inteligencją. Jeszcze do innych czułam pociąg fizyczny. Jednak nic z tego nie wyszło. Wszystko przeminęło, odeszło wraz z cierpieniem. Mimo wszystko wiesz co? To wszystko sprawia, że jesteśmy twardsi. Pamiętasz chłopaka, który jako pierwszy złamał Ci serce? A może pamiętasz dziewczynę, która dała Ci kosza? Łzy i pożeranie lodów, albo randki z porhubem pomogły Ci przejść przez najtrudniejszy etap. Ale teraz jesteś innym człowiekiem. Ludzie pojawiają się w naszym życiu, by coś nam uświadomić i dać lekcję. Dostałeś taką? Nauczyłeś się, że nie żyjesz w bajce o Kopciuszku i za chwilę nie wpadnie Książę z Twoim bucikiem? Jeśli nie to lepiej zrób to szybko. 












czwartek, 30 kwietnia 2015

One second can change your whole life.

Wyobraź sobie, że każdego dnia dostajesz 86,400 zł. Możesz zrobić z nimi co tylko zechcesz - wydać, przegrać, wyrzucić, oddać, zniszczyć. Jeśli nie wydasz do końca to przepadną. I o północy znowu na Twoim koncie pojawi się ta suma. Dwa dni później również. I tak w kółko. Jest jednak jedno "ale": nie masz pewności, że ona pojawi się na sto procent. Nie masz pewności, że następnego dnia znowu będziesz bogaty. Chyba szkoda byłoby marnować taką kasę lub wyrzucać w błoto, prawda?


czwartek, 23 kwietnia 2015

Konsumpcjonizm poziom... gimbus?

     Czym różni się chińska galerianka od polskiej? W Polsce galerianka zaczepiając klienta, mówi: „Kup mi jeansy, a zrobię ci loda”. Jej chińska odpowiedniczka proponuje: „Kup mi loda, a zrobię ci jeansy”. Tego typu „suchary” zaczęły pojawiać się w Internecie jak grzyby po deszczu - ewentualnie dżdżownice – tuż po premierze głośno krytykowanego filmu „Galerianki” w reżyserii Katarzyny Rosłaniec. Powierzchownie film wydaje się śmieszny, ale zagłębiając się w jego sens możemy ujrzeć smutną prawdę. Ukazana jest młodzież, dla której nowoczesne ubrania czy sprzęty RTV i AGD są ważniejsze niż czystość i szacunek do samego siebie. Posiadanie niektórych dóbr wyznacza prestiż i status wśród rówieśników. Osoby noszące markowe ubrania często gardzą tymi, którzy mają rzeczy innej marki niż H&M, Bershka czy Reserved. Szczerze powiedziawszy uważam, że te nazwy mogą sobie wytatuować na czole, bo to jest po prostu żałosne. Powiedzcie mi czym różni się koszulka z H&M z napisem od tej, którą kupisz w „chińskim” i maźniesz farbą? Czterokrotnie wyższą ceną – niczym więcej.

"Poklikasz?"

Jestem aktywną blogerką i wśród osób w przedziale wiekowym 13 – 16 (zdarzają się i starsze perełki!) istnieje moda na zakładanie blogów dla współprac. Niewtajemniczeni powinni wiedzieć, że firmy pokroju Choies i Sheinside oferują chińskie szmatki w zamian za recenzję i reklamę na blogu. Warunek jaki trzeba spełnić to obserwatorzy, wyświetlenia i klikanie w linki. I tu zaczynają się schody. Wyobraźmy sobie bloga założonego pierwszego kwietnia. Równo dwadzieścia trzy dni temu. Ledwie tysiąc wyświetleń, ale już trzystu obserwatorów! I te komentarze pod notkami, gdzie jest głównie „Zjadłam dziś kotleta na obiad, ale muszę schudnąć ;/ Potem byłam z Kasią na sesji i musiałam uczyć się z polskiego, bo mam taki trudny sprawdzian”. Dodajmy, że Kasia „profeszynal seszyn” robi najzwyklejszym aparatem, który każdy z nas dostaje na Komunię świętą od babci czy chrzestnych. Założy jednak fanpage na Facebooku, doda do swego nazwiska „Photography” i jest profesjonalnym fotografem, czyż nie?

"Nowe Nike zastąpią mi starych"

Pamiętacie jak byliście mali i wyobrażaliście sobie jak źle mają dzieci w Domach Dziecka? Są tacy biedni, bo nie mają rodziców, którzy tulą ich do snu, rano robią śniadanie, odwożą do szkoły. Bzdury. Mają lepiej niż niejedno dziecko w pełnej rodzinie. Nie każdy dostaje prezenty na Gwiazdkę. Oni jeszcze mają czelność kręcić nosem i sprzedawać to na Allegro, bo przecież „państwo musi dać”.

Najlepszymi perełkami są osoby, które wręcz uwielbiają „lansować” się na pieniądze rodziców. „Za hajs matki baluj” - jak to mówią. Nieważne jest, że rodzice pracują od świtu do nocy żeby kupić tego Iphona, nowe Adidasy czy kurtkę z Bershki, która de facto ma już swoją stronę na portalu społecznościowym. Co tam – znajomi i tak będą mieć to tam, gdzie plecy kończą swą szlachetność, przecież liczy się „SWAG”.

Robert Gawliński na swej płycie śpiewa, że „Za kolorowe szkiełka sprzedany został Bóg” i ja całkowicie zgadzam się z nim. Dzisiejsza młodzież nastawiona jest na branie. I to najlepiej za darmo. Niezręczne są momenty, gdy pomagasz komuś zupełnie bezinteresownie, a ktoś inny dziwi się, że nie bierzesz za to pieniędzy. Zatracone zostały nawet szlachetne idee organizacji charytatywnych – myślicie, że pan Owsiak oddaje sto procent kwoty, którą uzbiera na chore dzieci? A w świętego Mikołaja też wierzycie?

niedziela, 19 kwietnia 2015

Nowy prezydent ≠ zmiany.

Przed nami okres gorącej kampanii wyborczej i wyborów, które odbędą się 10 maja 2015. Pamiętacie jak byliście małymi dziećmi i pójście z rodzicami na wybory było czymś WOW? Tak, ja też to pamiętam. Niestety teraz na mnie spadł ten obowiązek, bo na pewno nie przywilej. Dlaczego niestety i dlaczego nie przywilej? Prosta sprawa. Do niedawna nie brałam odpowiedzialności za państwo, bo byłam zwyczajnie dzieckiem. Dwa miesiące temu wybiły mi osiemnaste urodziny, a to daje mi możliwość decydowania o tym, kto będzie rządził naszym państwem. A dlaczego nie przywilej? Gdyby ktoś Wam dał rozwalone buty albo takie, które cały czas obcierałyby Was to które byście wybrali?



"Głosuję na Komorowskiego, bo... bo tak"


Na temat kandydatów nie powinnam się wypowiadać, wiem. Każdy może coś zaoferować, każdy ma obszerny program wyborczy. Ile ludzi, tyle głosów. Każdy z nich prześciga się w obietnicach czy lepszych spotach.
Przy okazji każdych wyborów w moim liceum organizowane są "prawybory". Przygotowujemy karty z nazwiskami wyborców i partiami, do których należą, a nasi koledzy stawiają X przy odpowiednim nazwisku. Prościzna, prawda? Wyniki ostatniego głosowania trochę mnie zdziwiły.



Jak widać nawet figura i płeć nie pomogły pani Ogórek. Nie wiem czy to wina tak wielu dziewczyn w mojej szkole czy może nikt nie wie jak owa blondynka wygląda. Wracając do zwycięzcy, czyli pana Komorowskiego - wiecie dlaczego wygrał? Bum bum bum... *walenie w bębenek*.... bo tylko jego znają! Tak, nie mylicie się! Zapytałam dwie koleżanki z klasy dlaczego głosowały na Niego, a one z rozbrajającym uśmiechem stwierdziły, że był dobrym prezydentem, a tamtych nazwisk nie znają. "A wy na kogo?" - padło pytanie w stronę moją i kolegi z klasy, z którym bardzo często poruszam tematy polityczne. "A Korwin, bo nie wiedziałam na kogo". 


"KORWIN?! Kto to?!" 


Profil prawniczy charakteryzuje się rozszerzonym WOSem. Nie znaczy to jednak, że wiedza uczniów jest rozszerzona. Na sprawdziany można wykuć, nauczyciel nie pyta więc jest luz. Jak była debata to było tylko "Ja popieram Klaudię!" i tyle. Żadnego dodatku, żadnego podważania argumentów. Tematy polityczne nie są nawet poruszane, bo i tak każdy ma to gdzieś. Niektórzy powinni wstydzić się, mówiąc, że nie oglądają wiadomości, a o polityce wiedzą tyle co o fizyce kwantowej. Nie mówię, że sama skrupulatnie śledzę sondaże wyborcze czy każde słowo polityków, ale sądzę, że czasami należałoby zainteresować się sprawami państwa i osób, które będą nami rządzić.

Co Wy o tym sądzicie? Interesujecie się polityką czy pójdziecie zagłosować na tego, co reszta? A może macie jakieś inne zdanie niż ja na temat wyborów wśród młodzieży? Zapraszam do komentowania!
Może jakieś porady? Jestem otwarta na propozycje! :)

sobota, 18 kwietnia 2015

Over and over again.

Hej!

Zdziwieni nowym, kolejnym blogiem, co? A może bardziej zaskoczył Was brak opowiadania, które ociekałoby miłością i słodkością? Tutaj nie będziecie płakać czy śmiać się. Tu możecie jedynie gotować się ze złości i wylewać swe żale. Dlaczego? Bo sama będę tutaj pisać co leży mi na sercu. Nie, nie będzie to pamiętnik o moim ciekawym życiu albo obiedzie, który właśnie zniknął z mojego talerza. Owszem, posty CIY (cook it yourself? Nie wiem, podpatrzyłam na grupie i utknęło mi w pamięci) pojawią się, ale nie będą nudne. Będzie to raczej poradnik jak NIE gotować. Zainteresowani, co? Mam nadzieję!
Wielu z Was pewnie mnie zna - z jednego opowiadania, drugiego, piątego, dziesiątego. Ten blog nie zmieni mojej miłości do literatury. Obiecuję Wam, że jeszcze będę Was zasypywać spamem na moim fanpage z opowiadaniami. Stworzyłam go po to, by móc gdzieś wylewać swoje żale polityczne, oceniać ludzi i kraj, a także pokazywać drogę do sukcesu. Tak, sukcesu. O tym w poście w przyszłości. 
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i razem będziemy komentować bieżące sprawy. O stronę graficzną, czyli zdjęcia zadba S. Nie pytajcie kto to. 


Enjoy! xx


PS. Żadnego obs/obs czy kom/kom, a także głupiego "Fajny blog" i linku. Nie chcielibyście widzieć jak tracę cierpliwość. 
PPS. Jeśli mnie nie znacie, albo znacie słabo to odsyłam do zakładki "About me.".


Surprised by the new, the next blog, huh? And perhaps more surprised that there's not sweet love story? Here you won't cry or laugh. Why? I'm here because I write what is in my heart. No, it will not be a diary about my interesting life, or dinner, which just disappeared from my plate. Yes, posts CIY (cook it yourself? I don't know, I just saw it on the group and it stuck in my memory) will appear, but it won't be boring. Rather, it'll be a guide on how NOT to cook. Interested, huh? I hope so!
I'm pretty sure many of you probably know me - from the first story, the second, fifth, tenth. This blog won't change my love for literature. I promise you that you'll still overwhelm spam on my fanpage with stories. I created it in order to be able to pour out my grievances about political, evaluate people and the country and show a long way to success.Yes, success. I will write about this in a future post.
I hope that you'll be with me and we'll together comment on current issues. About pictures will take care my S. Don't ask who it is.

Enjoy! xx


PS. No f4f or comment/comment and the stupid "Awesome blog" and link to your blog. You don't want to see I'm losing patience.

PPS. If you don't know me, or know little I refer to the "About me.".